Muzyka tradycyjna wróci na wieś wtedy, gdy na pierwszy rzut oka nie będziemy mogli odróżnić wsi od miasta, gdy w sferze cywilizacyjnej wieś zrówna się z miastem. Wróci jako świadome pielęgnowanie własnych korzeni. Gdy dzieci lub wnuki uznają tradycyjną kulturę za własną, przestaną się jej wstydzić, to zaczną ją twórczo przekształcać --- Andrzej Bieńkowski


O Kolbergu i muzyce wiejskiej

| Posted in | Posted on

0


Co jest miernikiem wielkości Kolberga? Urosło pokolenie młodych ludzi, którzy na podstawie jego zapisów próbują odtworzyć muzykę i śpiew. Dla nich Kolberg jest nie tylko wielkim uczonym – on im pozwala dotknąć przeszłości. Kolberg jest nowym zjawiskiem. Nie chodzi tylko o to, czym się zajmował, ale jak. (...) Był traktowany fatalnie! Szczególnie przez te środowiska, które za boga uważały Bronisława Malinowskiego, bo oczywiście łatwiej badać Wyspy Trobriandzkie niż Grójec czy Wołomin. (...) Kolberg jest jedną z tych osób, które jak Mickiewicz, Krasiński czy Chopin budują nasz etos narodowy!

Ludwik Stomma zarzucił mu w felietonie w „Polityce” nazbyt prostą i łatwą metodę etnograficzną. Przyjeżdżał do dworu, dziedzic sprowadzał przed jego oblicze jeszcze niewybatożonego chłopa i Kolberg przy węgrzynie spisywał radosne piosenki. – No nie! To oczywiście prawda, ale co, miał jeździć z kamerą wideo? Mieliśmy naród niewolników, żyjących w kurnych chatach, pracujących sześć-siedem dni w tygodniu, biednych, zahukanych i nieufnych. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę Ukrainę, Białoruś, Litwę (tak na marginesie dla mnie Kolberg jest prekursorem nauki europejskiej, przekraczał granice narodów). Jak więc miał do nich dotrzeć? Musiał korzystać z pomocy dworów. Nawet fizycznie nie byłby w stanie zapisać wszystkich transkrypcji. Bo jego pionierstwo polegało na tym, że spisywał nie tylko słowa, ale i muzykę! A ta muzyka nie jest możliwa do zapisania ot tak, bo jest grana w skalach nietemperowanych. On musiał to transkrybować na skale temperowane. Na tym właśnie polegał jego nowoczesny sposób badania. Kolberg zorganizował wspólne działanie. Tak jak teraz najwybitniejsi uczeni uruchamiają sprzężenie sieci prywatnych komputerów, żeby osiągnąć potężną moc obliczeniową np. dla sond kosmicznych, on korzystał z pomocy panien i kawalerów, którzy znali nuty i robili transkrypcje.

Obecnie coraz więcej ludzi gra tę czystą muzykę ludową. To ruch, któremu wraz z żoną matkuję. Wydajemy ich płyty, wspieramy. Powstaje sieć domów tańca, która już zrzesza kilka tysięcy osób.To wynalazek Béli Bartóka. Po rozpadzie Austro-Węgier wspólnie z Zoltánem Kodályem – przerażeni degradacją etnicznej muzyki, zdominowanej przez knajpowo-cygańskie melodie, takie czardaszowe – zaczęli jeździć po kraju i w Siedmiogrodzie znaleźli jeszcze ostańce, wyspy autentycznej ludowej muzyki. Stworzyli Dom Tańca, gdzie zaczęto grać taką muzykę. Z tego zrodził się ruch ogólnoeuropejski. Domy tańca powstały też w Skandynawii, Niemczech, na Słowacji.

Od 15 lat powstaje ich coraz więcej. Co tydzień można tam posłuchać ludowej muzyki, zobaczyć, jak się tańczy – polkę, chodzonego, oberka, mazurka. Zaprasza się autentyczne kapele wiejskie, grają też ci młodzi ludzie, którzy rekonstruują muzykę wiejską, i są w tym świetni. Jest też ruch taborów. Latem na wsiach, gdzie jeszcze się żarzy tradycja, gdzie żyje jeszcze skrzypek czy miejscowa śpiewaczka, spotykają się na tydzień ludzie (przyjezdni i miejscowi) i prowadzi się warsztaty gry na skrzypcach, bębnienia, basowania. Każdy wieczór kończy się tańcami. Bierze w nich udział młodzież miejska, chociaż coraz częściej przychodzą chłopaki ze wsi i nie mogą się nadziwić, że takie laseczki z miasta tańczą oberka, a nie idą obok do dyskoteki. No i one zaczynają ich uczyć tego oberka.

Olśniła mnie uroda tej muzyki. A ponieważ jestem impulsywny, wpadałem w złość, widząc, że tak wspaniałe granie nikogo nie obchodzi, ginie, bo nie ma następców. Że w ciszy pozwalamy zdechnąć tej kulturze. Z grupą przyjaciół tworzyliśmy niegdyś elitę malarską swojego pokolenia. Gdy próbowałem im serwować coś z tej muzyki, oganiali się: Oj, stary, przestań z tym „łoj diridi”. I ten stosunek do wsi mnie uderzył. Przez mój rodzinny dom przewinęło się wielu muzyków, zaprzyjaźniony z rodzicami był Witold Lutosławski. Byłem pełen uwielbienia dla niego i jego muzyki. Pięknego, wielkiego człowieka. No i wielkiej muzyki. Chodziłem na warszawskie jesienie, słuchałem rocka – zwłaszcza Jimi'ego Hendrixa. I kiedy usłyszałem wiejskich muzykantów, ani oni, ani ich muzyka niczym się dla mnie nie różnili.

Zobaczyłem tych starych muzykantów, którzy byli poza ograniczeniami. Wieś już ich odrzuciła, a miasto jeszcze nie wzięło, zewsząd słyszeli, że są do niczego niepotrzebni. Oni, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej byli podziwiani i niezastąpieni - bogowie i szamani wesel. Zrozumiałem, że to są wolni artyści płacący za to dużą cenę - samotności, smutku, poczucia bezsensu. Miałem poczucie solidarności z nimi, jak z ludźmi wykluczonymi, a też dzięki nim sam też poczułem się wolny.

Wyjątkowo okrutnie potraktowaliśmy Ścianę wschodnią, Łemków i Bojków i Ukraińców . Tam zrobiono wszystko, żeby odciąć się od polsko-ukraińskiej przeszłości. I to nie jest tylko i wyłącznie sprawa komunistów, chodzi o badaczy, dyrektorów domów kultury, członków Polskiej Akademii Nauk. Niech ta historia będzie przestrogą dla nas wszystkich:  1980 rok karnawał Solidarności, festiwal w Kazimierzu, działacze ze znaczkami w klapie. Przyjechał zespół kobiet, które śpiewały po chachłacku (gwara północnoukraińska – przyp. red). Byłem zachwycony, nie słyszałem tego nigdy wcześniej! Chciałem je nagrać, one mówiły, że kierowniczka zabroniła, ale w końcu się zgodziły. Poszliśmy daleko, na jakiś skwerek i nagle pojawia się pani z jury festiwalu w Kazimierzu. Staje między nimi i mówi:

''Tu jest Polska! Tu się śpiewa po polsku''.

Panie struchlały, ja struchlałem. Nam jest łatwo zwalać, że to ta zła komuna Żydów wypędziła w '68, Ukraińców i Łemków podczas Akcji Wisła – a myśmy to zrobili, my - Polacy. Ważne jest dla naszej świadomości ta wiedza. Nie dajmy się zwieść propagandzie polityki historycznej.

Większość uważała, że wstąpienie do Unii Europejskiej spowoduje odwrócenie się od wartości ludowych, a ja zapowiadałem odwrotny proces – że przez wejście do Europy poczujemy się dowartościowani i zaczniemy w sobie szukać naszych wartości. I tak się dzieje. A w kulturze pewne rzeczy trzeba wydeptać, wywalczyć.

Andrzej Bieńkowski

Na podstawie wywiadów Małgorzaty Kąkiel, Jagny Knittel i portalu Culture.pl